Filmik z pędzącym Krzysztofem Hołowczycem od kilku miesięcy jest bardzo popularny w Internecie. Policyjna kamera zarejestrowała złamanie drogowych przepisów przez znanego kierowcę, a wideorejestrator pokazał przekroczenie dozwolonej prędkość aż o 114 km/h.
Krzysztof Hołowczyc po zatrzymaniu przez policję mandatu nie przyjął twierdząc, że zarzucana mu nadmierna prędkość została błędnie wskazana przez wideorejestrator.
Sprawa trafiła do sądu, gdzie ostatecznie uznana prędkość była niższa, niż wskazana przez policjantów. Jak możemy przeczytać na www.tvn24.pl – „Rajdowiec miał jechać krajową siódemką sporo wolniej, niż twierdzą policjanci: 161 kilometrów na godzinę, a nie 204, jak wskazywał policyjny wideorejestrator„.
Obecnie trwa dyskusja nad niezawodnością wideorejestratorów. Sprzęt użyty podczas zatrzymania Hołowczyca to wideorejestrator bez radaru, czyli taki, który w praktyce mierzy prędkość radiowozu a nie auta z naprzeciwka. Okazuje się, że różnice w zarejestrowanej a rzeczywistej prędkości mogą różnić się o kilkadziesiąt km/h. Niemniej jednak nie jest to regułą, a prawidłowo wykonany pomiar daje dokładny wynik, który trudno podważyć.
Z pewnością, ze względu na nowe przepisy i podwyższenie kar za przekroczenie prędkości, wielu kierowców w podobnej sytuacji co Krzysztof Hołowczyc zwróci się do sądu. Jest szansa, że ich kary ulegną zmniejszeniu.
Warto jednak pamiętać, że ściągnięcie nogi z gazu gwarantuje w 100% brak mandatu.
Skomentuj